środa, 8 kwietnia 2015

Pięć lat temu. Tak to zapamiętałem.

Był 10 kwietnia 2010 r. Rano włączyłem telewizor. W studiu TVP Info goście w oczekiwaniu na transmisję rocznicowych uroczystości z Katynia dyskutowali o zbrodni katyńskiej. Nagle na pasku u dołu telewizyjnego ekranu zaczęły się ukazywać niepokojące informacje. Coś nieoczekiwanego działo się z prezydenckim samolotem. Napływające w miarę upływu czasu informacje były coraz gorsze. Aż do tej, że wiozący polską delegację samolot spadł pod Smoleńskiem i rozbił się, a katastrofę miało przeżyć trzy osoby. Odruchowo złapałem za telefon i zacząłem wydzwaniać do każdego z trzech moich kolegów, o których wiedziałem, że mieli lecieć tym rejsem. Telefony posłów PSL Wiesława Wody, Leszka Deptuły i Edwarda Wojtasa milczały lub włączała się poczta głosowa. Zatelefonowałem do dyrektora Biura Klubu PSL Stanisława Brzózki, który potwierdził mi, że ta trójka poleciała do Katynia. Wtedy zdałem sobie sprawę z bezsensowności moich wcześniejszych telefonów. Przecież nikt nie mógł mi odpowiedzieć. W godzinach popołudniowych dotarłem na Krakowskie Przedmieście przed Pałac Prezydencki. Na to miejsce ludzie zmierzali pojedynczo i grupkami. Jedni nieśli znicze, inni biało - czerwone chorągiewki. Zaczęły się pojawiać pierwsze stoiska z kwiatami, zniczami i chorągiewkami w barwach narodowych. Na początku jeszcze w znacznym oddaleniu od Pałacu. ( W kolejnych dniach będzie ich coraz więcej i coraz bliżej Pałacu ). Około 15-tej, kiedy robiłem widoczne wyżej zdjęcie, przed Pałacem był już tłum ludzi. Panowała mrożąca krew w żyłach cisza. Ludzie modlili się, składali kwiaty, zapalali znicze, albo półgłosem wymieniali opinie i snuli domysły. Dominował nastrój jedności, skupienia i powagi. Skala nieszczęścia, które się wydarzyło była przerażająca.