czwartek, 30 września 2021

Wędrówki i mury

 

Jak świat światem ludzie wędrowali. Pierwszymi wygnańcami stali się Adam i Ewa wyrzuceni z raju za sprzeniewierzenie się woli Stwórcy. Musieli opuścić wygodny Eden i zacząć w nowym miejscu w pocie czoła czynić sobie ziemię poddaną. I tak przez tysiąclecia pojedyncze osoby i całe grupy ludzi przemieszczają się z miejsca na miejsce. Plemiona koczownicze wędrują w poszukiwaniu nowych pastwisk dla swoich zwierząt, wody, opału albo żywności. Narody wojownicze przemierzały czasem niezmierzone przestrzenie dla pozyskania łupów i nowych terenów. Prześladowani z powodów politycznych poszukiwali i szukają schronienia w bezpieczniejszych miejscach. Także nasz kraj był świadkiem wędrówek ludów. I co warto podkreślić już przed wiekami mieliśmy własną politykę imigracyjną. Jej widomym przejawem są polscy Tatarzy mieszkający do dzisiaj na Podlasiu z centrum w Kruszynianach i Bohonikach, którzy przybyli tu za zgodą władcy w XVII wieku. Rzeczpospolita stała się przystanią dla części Żydów wypędzonych w 1492 r. z Hiszpanii, osiedlili się w okolicy Zamościa. Jako miejsce wygnania II RP obrali także niektórzy Izraelici szukający ucieczki przed prześladowaniami w III Rzeszy. Również nasi rodacy dzielili los emigranta. Tysięczne rzesze uczestników powstania listopadowego uciekając przed spodziewanymi represjami caratu udały się na Zachód, głównie do Francji. O skali tego exodusu świadczy fakt, że ta fala uchodźstwa nosi nazwę Wielkiej Emigracji. Kolejna fala polskich emigrantów zalała Francję po upadku powstania styczniowego. Byliśmy emigrantami po zakończeniu II wojny światowej. Kiedy polscy żołnierze, którzy nie chcieli przyjechać do Polski po ustaniu działań wojennych i stali się przysłowiową kulą u nogi dla Anglików, opuścili Wyspy i rozproszyli po całym świecie. Ich samych i potomków można spotkać w obu Amerykach, Australii a nawet w Afryce. Przysłowiowa „nędza galicyjska” powodowała, że Polacy z zaboru austriackiego w wędrówce za chlebem płynęli do Ameryki. Jeszcze dzisiaj trudno byłoby znaleźć w południowych województwach Polski osoby, które nie mają krewniaków za Oceanem. W okresie PRL-u z jednej strony uciekaliśmy do lepszego świata przekraczając nielegalnie granice, albo wyjeżdżali wypychani z ojczyzny przez rządzących jak w 1968 r. czy po wprowadzeniu stanu wojennego. Po wejściu do UE ruszyliśmy gremialnie tam, gdzie jest normalniej, wyższy poziom życia, lepsze zarobki. Piszę o tym, aby wykazać, że od zawsze i z różnych powodów ludzie wędrowali. I ten proces trwa na naszych oczach. W 2015 r. Europa stała się celem wędrówki głównie Syryjczyków uciekających przed wojną w ich kraju. Ich napływ stał się problemem nie tyle ekonomiczno-logistycznym co politycznym. W Polsce imigranci zostali wykorzystani skutecznie przez PiS do straszenia nimi wyborców w 2015 r. co partii Kaczyńskiego dało wygraną. Tymi społecznymi obawami przed imigrantami rządzący postanowili posłużyć się w tym roku jako antidotum na spadające społeczne poparcie. Wokół grupki uciekinierów z Afganistanu, perfidnie przerzuconych nad granicę przez Łukaszenkę a zatrzymanych koło Usnarza Górnego, postanowiono urządzić spektakl obrony „naszej świętej polskiej ziemi” jak to powiedział premier. Zdecydowano skoncentrować tu społeczną uwagę w sytuacji, kiedy przez dziurawą jak durszlak granicę przeciekały na teren Polski tysiące imigrantów. Zapewne w przypływie niefrasobliwości wiceminister spraw zagranicznych wyznał, że z trzech tysięcy uchodźców, którzy przeniknęli przez kordon około 700 gdzieś „się rozpłynęło”. Chcąc pokazać, że władza coś robi rozpoczęto najpierw stawiać zasieki na granicy, a później budować druciany płot. Płot, którego sposób budowy musiał budzić politowanie. Nie radząca sobie w widoczny sposób w strefie przygranicznej władza postanowiła wykorzystać nieodpowiedzialne zachowania niektórych posłów opozycji i wprowadzić stan wyjątkowy w pasie szerokości trzech kilometrów od kordonu. Tak istotne zdarzenia w poważnych krajach poprzedzane są orędziem prezydenta bądź premiera. A u nas, jak to u nas. O wprowadzeniu stanu wyjątkowego poinformował rzecznik Kancelarii Prezydenta a pierwszy obywatel RP ….. poszedł sobie na mecz piłkarski z Albanią. Inny obrazek. W sejmie trwała debata nad stanem wyjątkowym i nie dosyć, że prezydent się nie pofatygował, to większość posłów PiS po wysłuchaniu co mają do powiedzenia politycy obozu rządzącego za przykładem Jarosława Kaczyńskiego (wicepremiera do spraw bezpieczeństwa!) sobie poszła. Czy tak ma wyglądać debata nad podobno poważną sytuacją na granicy? Czy to nie najlepszy dowód na to, że cały ten zabieg ze stanem wyjątkowym to gra pod publiczkę? Zauważcie, wśród obostrzeń, które wprowadzono w pasie stanu wyjątkowego jest zakaz przebywania dziennikarzy. Dlaczego? Chyba tylko po to, aby odciąć nas od informacji co tam się naprawdę dzieje i karmić wyłącznie rządową propagandą. Tego nawet nie robi się w strefach konfliktów zbrojnych, gdzie mogą przebywać korespondenci wojenni. Cały ten teatrzyk na granicy pokazuje jak na dłoni, że jako kraj nie mamy żadnej koncepcji polityki imigracyjnej i azylanckiej. Nie wiemy, kogo chcemy w kraju przyjąć i zabiegać o pozostanie z uwagi na jego kwalifikacje lub sytuację osobistą a kto nie będzie mieć prawa wstępu. Takie zasady w solidnym państwie muszą mieć trwałość ponadczasową i być efektem ponadpartyjnego porozumienia. Czy naszą klasę polityczną na coś takiego stać? Czy pokusa wykorzystywania uchodźców i imigrantów do uzyskania krótkotrwałych celów politycznych nie przeważy nad racją stanu? Obawiam się, że dopóki strach przed „obcym”, bez względu na to kim on jest i będzie zwiększał słupki poparcia, dotąd będziemy straszeni, a straszący wskazywać na siebie jako jedynego mogącego nas skutecznie obronić.



środa, 25 sierpnia 2021

Betonizm

Ogrom ludzkiego nieszczęścia, jaki mamy możliwość widzieć w reportażach z miejsc dotkniętych powodziami prowokuje do pytania : dlaczego? Dlaczego skutki nawalnych deszczów są tak tragiczne? Dlaczego jesteśmy jako ludzie bezradni wobec rozszalałego żywiołu? Dlaczego takim klęskom nie potrafimy zapobiegać mimo rozwiniętych systemów hydrologicznych, systemów powiadamiania, coraz szybszych i wydajniejszych sieci telekomunikacyjnych? Kiedy słuchałem wypowiedzi ofiar powodzi, przedstawicieli władz różnych szczebli i komentarzy ekspertów od pogody, hydrologii, klimatu etc. naszło mnie kilka myśli, którymi z Tobą Czytelniku chciałbym się podzielić. Pierwsza, która przyszła mi do głowy, że to odwet natury za gwałt, który na niej czyni gatunek ludzki. Za ten nieogarniony pęd, żeby mieć szybciej, coraz więcej, chcieć podporządkować sobie lądy, morza i przestworza. Aż doszliśmy do granicy, kiedy zobaczyliśmy i usłyszeliśmy: „Dosyć ! Zobacz człowieku jak bezradną jesteś wobec mnie istotą. Możesz polecieć na Marsa, wysyłać kosmiczne sondy na komety, mieć wrażenie, że twoje możliwości są nieograniczone. Ja jednak – natura – pokażę ci jaki jesteś bezradny wobec zmian klimatu, pożarów, powodzi, wichury. I sam się do tego w dużej części przyłożyłeś. Prostując rzeki i strumienie, betonując ich dna i brzegi. I to nie od wczoraj”. Pamiętam jak w czasie studiów, ponad 40 lat wstecz, na zajęciach z melioracji jeden z wykładowców jako ciekawostkę powiedział nam, że w Holandii wyciągane są stare mapy i tym wyprostowanym strumieniom i rzekom przywraca się wcześniejszy przebieg. Dodatkowo brzegi obsadzane są drzewami i krzewami tworzącymi tak zwaną biologiczną zabudowę cieku. A to po to, aby spowolnić spływ wód. Na innych zajęciach, kiedy uczono nas projektowania gospodarstw wielkoobszarowych zwracano uwagę na pożyteczną rolę, jaką spełniają zadrzewienia śródpolne. Rozwiązania jakby żywcem zapożyczone od Dezyderego Chłapowskiego tak ciekawie przedstawionego w serialu „Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy”. Te śródpolne remizy stanowią siedliska ptaków, ograniczają erozję gleb, zatrzymują wodę. To była teoria. Praktyka jak zwykle poszła swoją drogą. Likwidowano wszystko, co mogłoby utrudniać mechaniczną uprawę roli. Z wiejskiego krajobrazu zniknęły praktycznie małe oczka wodne utrzymujące przyzwoity poziom wód gruntowych. Jedne wyschły, inne zasypano. Przypomniano sobie o nich całkiem niedawno. Ileż to było szumu w ubiegłorocznej kampanii prezydenckiej ! Było, minęło. Jednym ze wskaźników cywilizacyjnego rozwoju wsi jest w statystykach liczba gospodarstw podłączonych do wodociągu. Nie widzę w tym nic złego. To wygoda, która mieszkańcom wsi też,mówiąc klasykiem,„się należy”. Nie ma żadnego powodu, aby wodę na potrzeby życiowe czy gospodarskie taskać wiadrami skoro można inaczej. Dlaczego jednak przy tej okazji polikwidowano przydomowe studnie? Fakt, nie wszyscy to zrobili. Znam takich, którzy je zachowali i dbają o nie. W razie awarii wodociągu mają skąd czerpać wodę. Ale znam i takich, którzy je zasypali, albo bezmyślnie zamienili na ….. zbiorniki ścieków! Nie jest żadnym epokowym odkryciem, że tereny zielone spowalniają spływ wód. Człowiek jednak w jakimś niezrozumiałym szale dąży do utwardzania, zaasfaltowania i zabetonowania wszystkiego co tylko jest możliwe. Obrazowo opisywała to piosenka grupy ABC już na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku : A ty tylko pod stopami masz asfaltowe łąki wielkich miast. Minął szmat czasu i proporcjonalnie też przybyło tych asfaltowych i betonowych „łąk”. Nie tylko zresztą w mieście. Po nich w razie ulewy woda ścieka błyskawicznie. I mknie prościutko do przydrożnych rowów, strumyków i rzek, podtapia drogi, burzy mosty, zalewa domy. Czy można temu zapobiec? Na pewno nie wszystkiemu. Ale wiele zrobić można. W skali globu, Europy i kraju. Ale także w skali mikro. Na początek rezygnować z betonizmu, który rozumiem jako utwardzanie wszystkiego co możliwe – podwórek, placów i placyków. Zachować istniejące studnie i zadbać o nie. Oszczędzać wodę z wodociągu. Wyłapywać deszczówkę i wykorzystywać ją w pracach gospodarskich. Tam, gdzie możliwe sadzić pasy zieleni śródpolnej. Matka natura na pewno to zauważy. I się odwdzięczy.


piątek, 30 lipca 2021

Takim Go znałem. Wspomnienie o śp. Zygmuncie Szopie

 

Ta wiadomość była jak przysłowiowy piorun z jasnego nieba. W poniedziałek 26 lipca przed południem dowiedziałem się, że zmarł Zygmunt Szopa, były wicewojewoda i wojewoda kielecki, starosta miechowski, działacz ruchu ludowego i mój serdeczny kolega.

Znałem go ponad 30 lat, od czasu, gdy w 1987 r. został wicewojewodą kieleckim. Był Człowiekiem ciepłym, serdecznym, koncyliacyjnym, otwartym na drugiego człowieka. Nigdy nie popadał w konflikty, zawsze szukał zgody i kompromisu. Trudno byłoby znaleźć kogoś, kto o Nim miałby złą opinię. W czasie, gdy w latach 1994-1998 byłem przewodniczącym sejmiku samorządowego województwa kieleckiego On był wojewodą kieleckim. Był wielkim zwolennikiem samorządności terytorialnej. Samorząd rozumiał i doceniał przez co wśród samorządowców cieszył się dużym szacunkiem. W tym czasie pieniądze na wsparcie rozbudowy infrastruktury komunalnej były w budżetach wojewodów. Trzeba pamiętać że wówczas występowały ogromne potrzeby w zakresie budowy wodociągów, kanalizacji i oczyszczalni ścieków, telefonizacji, zwłaszcza na wsi. Uzgodniliśmy, że będziemy wspólnie – wojewoda i sejmik - dokonywać ich podziału pomiędzy zainteresowany gminy. Ta zgodna współpraca trwała przez cały czas pełnienia przez Niego funkcji wojewody. Z tej zaszczytnej funkcji został odwołany w sposób wręcz nieprzyzwoity. Pismo premiera o pozbawieniu Go stanowiska wojewody przywiózł Mu do domu goniec w środku nocy. Świętej pamięci Zygmunt był osobą, która ceni nie tylko wartości materialne. Interesował się kulturą, sztuką, zabytkami. Tą Jego słabość postanowiłem wykorzystać do sfinansowania renowacji głównego ołtarza w kościele parafialnym w Bodzentynie. Zaprosiliśmy wojewodę do Bodzentyna , pokazaliśmy ołtarz, który był w kiepskim stanie, ale przedstawiał dużą wartość artystyczną. Wojewoda zdobył potrzebne pieniądze Dzięki temu można było rozpocząć prace konserwatorskie. Na podkreślenie zasługuje jego zaangażowanie w budowę Mauzoleum Walki i Męczeństwa Wsi Polskiej w Michniowie. Był w gronie działaczy ludowych, którzy w1991 roku doprowadzili do reaktywacji działalności Komitetu Organizacyjnego budowy michnowskiego mauzoleum. W trakcie prac przy budowie Domu Pamięci Narodowej i Sanktuarium Męczeńskich Wsi Polskich spieszył z nieocenioną pomocą przy wykupie gruntów, pozyskaniu pomocy wojska. Nasz Zmarły Kolega był ludowcem z krwi i kości, pozostał wierny ideałom Ruchu Ludowego przez dziesiątki lat. Angażował się też działalność ochotniczych strażach pożarnych. Był między innymi członkiem Prezydium Zarządu Oddziału Wojewódzkiego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych Rzeczypospolitej Polskiej w Krakowie . Odszedł Wspaniały Człowiek, skromny, solidny, koleżeński. Pozostawił pustkę, którą niełatwo będzie wypełnić . Niech spoczywa w pokoju.


piątek, 23 lipca 2021

Szczepienia przeciw covid-19 uczniów powiatowych zespołów szkół w powiecie kieleckim.

Dzisiaj, 23 lipca 2021 r. złożyłem zapytanie skierowane do władz powiatu kieleckiego treści następującej:

Szanowny Pan
Jacek Kuzia
Przewodniczący 
Rady Powiatu
w Kielcach

Zapytanie
w sprawie szczepienia przeciw covid-19 w powiatowych zespołach szkół.

W trakcie dzisiejszej konferencji prasowej Pełnomocnik Rządu ds. narodowego programu szczepień ochronnych minister Michał Dworczyk omawiając niepokojącą sytuację w zakresie szczepień przeciw covid-19 apelował do wszystkich o zachęcanie do szczepień jako skutecznego środka w walce z epidemią.
Eksperci z interdyscyplinarnego zespołu doradczego ds. COVID-19 przy prezesie PAN opublikowali stanowisko, w którym piszą, co można zrobić, aby w roku szkolnym 2021/2022 uniknąć zamknięcia placówek edukacyjnych. Ich zdaniem w obliczu czwartej fali koronawirusa należy poddać szczepieniom personel szkół i uczniów. Zdaniem zespołu nauczyciele, którzy nie przyjęli szczepionki przeciw COVID-19, nie powinni mieć kontaktu z uczniami.
Być może jednym z ułatwień przy szczepieniu uczniów byłoby ich organizowanie w szkołach przy współpracy z POZ przy spełnieniu wymogów w odniesieniu do uczniów niepełnoletnich. Obecne uwarunkowania w zakresie szczepień teoretycznie umożliwiają zaszczepienie wszystkich uczniów, gdyż mają powyżej 12 lat, a część jest nawet pełnoletnia. 
W związku z powyższym uprzejmie proszę o odpowiedź na następujące pytania:
1) czy Zarząd Powiatu dysponuje danymi dotyczącymi liczby nauczycieli w poszczególnych zespołach szkół, którzy zostali zaszczepieni? Jeżeli tak, jaki to jest procent w poszczególnych zespołach szkół w odniesieniu do liczby wszystkich nauczycieli pracujących w tych szkołach?
2) czy Zarząd Powiatu zamierza w powiatowych zespołach szkół promować szczepienia przeciw covid-19? Jeśli tak to w jakiej formie? A jeśli nie, to dlaczego?
3) czy Zarząd Powiatu planuje zorganizować szczepienia w poszczególnych zespołach szkół w porozumieniu z placówkami POZ? 
4) w jakiej ewentualnie formie Zarząd Powiatu zamierza współpracować z rodzicami niepełnoletnich uczniów przy promowaniu szczepień? Na przykład czy zamierza zorganizować zebrania rodziców poświęcone tej tematyce z udziałem pracowników ochrony zdrowia? 

Z wyrazami szacunku

Józef Szczepańczyk 

 

środa, 27 maja 2020

Jubileusz

Przed 30. laty - 27 maja 1990 r. odbyły się pierwsze demokratyczne w powojennej Polsce wybory. Spośród nieograniczonej liczby kandydatów wybierano radnych rad gmin. W gminie Bodzentyn wybranych zostało 22 radnych, 1 mandat pozostał nieobsadzony. Warto może przy okazji jubileuszu wymienić nazwiska radnych wybranych w tych historycznych wyborach: Piotr Buczek, Roman Czapnik, Mirosław Firkowski, Wiesław Gryz, Wiesław Hajdenrajch, Andrzej Jaworski, Jan Karwiński, Halina Kopeć, Janusz Mariusz Kozera, Stanisław Marek Krak, Adam Łakomiec, Zdzisław Mendak, Jadwiga Nowak, Andrzej Nowakowski, Józef Pałysiewicz, Mieczysław Piasecki, Józef Pytel, Andrzej Sokół, Józef Szczepańczyk, Adam Wojkowski, Grzegorz Wrona, Zygmunt Wyglądacz.
Spośród nich nie żyją już śp. śp. Jan Karwiński, Zdzisław Mendak, Józef Pałysiewicz, Mieczysław Piasecki, Józef Pytel, Andrzej Sokół, Zygmunt Wyglądacz. Przewodniczącym Rady Gminy wybrany został na pierwszej sesji Józef Pałysiewicz, nauczyciel, radny z Bodzentyna. Wójtem Gminy wybrano Piotra Buczka, pracownika GS "SCh" w Bodzentynie, mieszkańca Leśnej Kamiennej Góry. W pierwszym Zarządzie Gminy poza wójtem byli : Mieczysław Piasecki, Wiesław Gryz, Stanisław Marek Krak i Janusz Mariusz Kozera. Delegatem do Sejmiku Samorządowego Województwa Kieleckiego został Wiesław Gryz. Nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że radni mieli przeświadczenie, że przyszło nam uczestniczyć w czymś wyjątkowym. Entuzjazm do pracy był ogromny. Poruszaliśmy się po obszarze nie do końca rozeznanym. Opóźnienia w rozwoju cywilizacyjnym gminy były ogromne. Wodociąg miała część Bodzentyna i część Św. Katarzyny. Poza Bodzentynem w sołectwach był zazwyczaj jeden telefon. Nie było oczyszczalni ścieków i kanalizacji. Drogi były w marnym stanie, w części sołectw jeszcze trafiały się gruntowe. Asfalt, nawet byle jaki, uchodził za powód do dumy. Ale wyzwolona ludzka inicjatywa i uwolniona energia spowodowała szybkie nadrabianie zaległości. Po tych 30. latach gmina nie przypomina w niczym tamtej. Rozpoczęta przeze mnie wówczas działalność samorządowa miała ciąg dalszy. W 1994 r. zostałem ponownie wybrany radnym Rady Gminy. Przewodniczyłem równocześnie Sejmikowi Samorządowemu Województwa Kieleckiego. W 1998 r. zostałem radnym województwa i pierwszym marszałkiem województwa świętokrzyskiego. Od 2006 r. jestem nieprzerwanie radnym Rady Powiatu w Kielcach. Praca w samorządzie daje ogrom satysfakcji. Można naocznie widzieć efekty podejmowanych decyzji.